niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 1. CZ. 1.

Wicedyrektorka Działu Magicznych Zabójstw w Ministerstwie Magii, Pierwsza Dama Orderu Śmierci oraz
właścicielka zakładu pogrzebowego „Drugi koniec tęczy” - Dolores Jane Umbridge - Hover była matką komandosem (i to dosłownie). Robiła wszystko by jej aniołkowi nie stała się krzywda, dlatego dokonała paru innowacji w ogrodowym systemie pułapek przeciw intruzom oraz złożyła zamówienie na kilka modeli nowiusieńkich toporów dwusiecznych, halabard i siekier (tak dla pewności, że ma czym bronić rodzinę). Większość czarodziejskiej społeczności zgodnie twierdziła, iż nikt nie poważyłby się na zrobienie krzywdy Cassandrze Hover. Jednak gdyby ktoś postradał rozum i w ten sposób targnąłby się na własne życie, byłoby to kwestią kilku krwawych dni kiedy jego głowa zamieniłaby się w trofeum wiszące nad kominkiem wykonanym z różowego marmuru w Pink Villa. Nikt nie zdziwiłby się również gdyby babcia Arnolda wpadła zrobić pasztet wedle rodzinnego przepisu. Pasztet Z Intruza.
 ***
Było ciepłe jesienne popołudnie. Anthony Hover popijał w spokoju kawę na werandzie. Jego kolana zaścielał aktualny numer Proroka Codziennego, podczas gdy wokół jego kostek błąkały się złote liście targane siarczystym wiatrem. Głowa rodziny (bo w sumie mężczyzna ów był głową rodziny, tylko że jego żona była szyją, wręcz nadzwyczaj umięśnionym karkiem, kierowała go w każdą stronę, którą uważała za stosowną) właśnie rozkoszował się ostatnimi promieniami słońca tego dnia, kiedy usłyszał słodki głosik swojej małżonki.

-Anthonyyyy!

-Tak, kochanie?

-Zapierdalaj do sklepu po pieluchy.

Pan Hover nie mógł zrozumieć, dlaczego jego ukochana nie da mu choć chwili odpoczynku. Przecież dopiero co wrócił z pracy! I jeszcze ten incydent z goblinami... Takie małe gnojki, co to wszystko je denerwuje. Jako godny mężczyzna i stuprocentowy samiec alfa postanowił, iż nie pozwoli sobą pomiatać.

-Dolores! Dopiero co wróciłem z pracy, jestem zmęczony jak jasna cholera i strasznie boli mnie głowa. Mogłabyś dzisiaj mi odpuścić? - powiedział zdenerwowany.

-Jak ci zaraz przypierdolę łomem, to dopiero zacznie cię boleć. Jeżeli za 20 minut nie wrócisz ze sklepu z tymi pieluchami w ryju, to inaczej sobie pogadamy. - Dolores nie kłamała, ani z łomem, ani z tym pogadaniem. Wczoraj znalazła na wyprzedaży w żelaznym bardzo ładny sprzęt

Popatrzył na swoją żonę miną obrazującą całe jego zdecydowanie i nieugięcie. Odpowiedział tak, jak powinien odpowiedzieć każdy prawdziwy mężczyzna...

-Oczywiście kochanie. Wracam za chwilę.

''Głowa rodziny'' wybiegł z salonu by nałożyć buty i ubrać swój stylowy wełniany płaszcz. Gdy już był przygotowany do wyjścia, a drzwi frontowe Pink Villa otwarły się z cichym kliknięciem po holu poniósł się echem tubalny głos jego żony.

-Anthonyyy!

-Tak, kochanie?

-Jeżeli w tym cholernym supermarkecie nie będzie różowych pieluch, to nawet nie wracaj do domu.

-Ależ skarbie...

-Zamknij pysk i wypieprzaj do tego sklepu. Chyba byś nie chciał spać znowu w piwnicy na ziemniakach, co? - Dolores Umbridge wytrzeszczyła swoje już i tak przerażające oczy i błysnęła zębami w uśmiechu, który zwiastował wygnanie do kotłowni. Po usłyszeniu tego zdania Anthony Hover na łeb, na szyję wypadł na ganek. Nigdy nie mógł być do końca pewien jakich rzeczy jest w stanie dokonać komandoska pod wpływam impulsu. Po prostu była nieprzewidywalna jak jasny chuj.

Minęły dwie pełne godziny od wyjścia Pana Hovera. Zresztą, czemu się tu się dziwić? Znaleźć różowe pieluchy w supermarkecie to nie lada wyzwanie, a o powrocie bez nich do domu nie było mowy. Dolores Umbrigde właśnie polerowała swój nowy NeckBreaker 200, kiedy usłyszała cichutkie łkanie z pierwszego piętra. Nie odkładając cacka na stojak czym prędzej podążyła za płaczem na piętro, skradając się przy tym jak pantera. W głowie miała zamęt. Przecież Cassie wypiła już mleko, miała zmienioną pieluchę i była wykąpana, mama nawet dała jej na chwilę pobawić się paralizatorem (kobieta do teraz odczuwała silny skurcz w łydce, spowodowany niewinnymi zabawami jej córci). Było jej zapewne ciepło i wygodnie, więc pozostała jedna możliwość : wtargnięcie. 

Jak na kobietę o tak imponującej posturze Dolores wyjątkowo dobrze radziła sobie w akcjach z zaskoczenia. Wyjątkowo cicho przeszła wzdłuż korytarza zmierzając w stronę różowych drzwi. Dziecko nadal łkało. Umbridge zręcznie nacisnęła klamkę, dziękując w duchu, że naoliwiła zawiasy. Powoli wystawiła głowę za futrynę. Oceniała sytuację mniej więcej przez trzy sekundy, po czym zorientowała się że Cassie ma swój zły dzień i płacze, bo tak. Odetchnęła z ulgą.

-Łeeeeeee. - mała dziewczynka ubrana w różowe śpioszki głośno oznajmiła swoje niezadowolenie.

- Ćśśśś. Już cicho aniołku, mamusia już jest. - Dolores kojącym głosem uspokajała swojego cukieraska.

-Łeeeeeeeeeee. - zawyła w odpowiedzi słodka blondyneczka.

-No, już cichutko, Cassie. Zobaczysz, jak tatuś wróci dostanie takie lanie od mamusi! Jak mu tłuczkiem przypierdolę to się nauczy. Ti, ti, ti, ti, ti*.

Gdy Cassie to usłyszała, jej płacz zmienił się w śmiech. Tak, mała Cassandra lubiła jak mamusia bądź babcia Arnolda robiły tatusiowi wielkie kuku na główce. Zawsze ją to cieszyło i poprawiało zły humor spowodowany nieistotnymi rzeczami, takimi ja to, że jej łóżeczko stoi pod złym kątem i za dużo promieni słonecznych świeci jej w twarz. Z tego co zauważyła, ostatnio jej babunia bardzo się cieszyła, kiedy mamusia rozbiła tatusiowi wazon na głowie. Więc chyba to nie było takie złe. 

Dolores wyjęła Cassie z kołyski i zeszła z nią na dół, tam włożyła ją do łóżeczka. Zawołała skrzata, któremu kazała przygotować mleko. Po nakarmieniu małej wyjęła ją i poklepała ją po pleckach, żeby się jej odbiło.

-I jak, smakowało? - zapytała dumna mama.
-Bruuuuu.
-To chyba znaczyło tak, ti, ti, ti, ti.

Pani wicedyrektor włożyła swoją truskaweczkę do wózka i zaczęła się z nią bawić różnymi grzechotkami oraz pluszakami. Czas mijał im beztrosko, a ogień wesoła trzaskał w różowym kominku, kiedy nagle do domu wpadł zasapany Anthony.

-Kochanie, wybacz za spóźnienie. Niestety musiałem się aportować aż do Niemiec! Co za kraj! Żeby w supermarkecie nie było różowych pieluch. - pan Hover pokręcił głową z dezaprobatą i zaczął rozwiązywać krawat.

-Nie było powiadasz..? - zapytała jego żona z podejrzliwym wyrazem twarzy. Wyglądała przerażająco.

-No tak, kochanie, naprawdę! Przepraszam... - kiedy Doloresia usłyszała skruchę w głosie ukochanego, zaniechała chęci uchwycenia tłuczka do mięsa i przypierdolenia facetowi stojącemu naprzeciw niej.

-Ti, ti, ti, ti... Wybaczam ci, pączusiu. Wiesz, jutro mamunia przyjeżdża na obiadek, więc jestem pewna iż zaciekawi ją twoja historia. Ti, ti, ti, ti, ti. - Była kulturystka miała zawsze wielką frajdę, kiedy przyjeżdżała jej rodzicielka. Warto było spędzić jedną noc w kuchni, przygotowując dodatkowe porcje flaczków, tatara i innych mięsnych potraw mających zadowolić mamcię, żeby potem przyglądać się Arnoldzie wciskającej Anthony'ego w ziemię.

-Buuu! - Mała Cassadra przypomniała rodzicom o swoim istnieniu. Helloooouuuu, ona jest tu Gwiazdą.

-Cześć, kwiatuszku! - przywitał się z nią tatuś, wziął ją na ręce i zaczął nią podrzucać do góry. Mała śmiała się, pokazując jak bardzo lubi te zabawy z tatusiem.

-Anthony, ostrożnie. Ona właśn... - zaczęła jego żona.

-Poczekaj, Kochanie. - opowiedział jej mąż dalej podrzucając do góry córeczkę.

-Ale... - nie dane było jej skończyć, gdyż właśnie w tym momencie Cassandra zwymiotowała cały swój poprzedni posiłek na tatę. Nie był to przyjemny widok. Ani zapach. Ani tekstura.

-TI, TI, TI, TI, TI, TI! - Dolores ryknęła śmiechem. Usiadła na podłodze i zaczęła klepać się silną dłonią po udzie. - Trzeba było mnie słuchać. Ti, ti, ti, ti. Kretyn... - jego żona nie mogła się powstrzymać od rechotu.

Anthony podał swojej żonie dziecko, po czym poszedł do łazienki żeby doprowadzić się do ładu. W czasie gdy jej mąż brał prysznic, Dolores wstała z fotela razem ze swoją córeczką i poszła szykować ją do spania. Jej kwiatuszek musiał mieć wszystko jak w zegarku. Zawsze o 19.00 musiała być kąpiel, a o 20.00 spanie.

Gdy ''Głowa Rodziny'' skończył kąpiel, zastał swoją żonę zapinającą ostatnie guziczki granatowych śpioszków, które jego córcia dostał od wujka Severusa. Dolores ich nie znosiła, najchętniej by je spaliła, ale z tego co wiedziała od Marcusa, Sev czasami zakładał Leyli różowe śpioszki w jednorożce, więc też chciała okazać trochę szacunku dla tego okropnego prezentu.

Anthony wraz z żoną zaniósł Cassandrę do jej kołyski, po czym nakręcił pozytywkę, którą Cass dostała od babci Arnoldy. Mała bardzo lubiła tą melodię, w końcu AC/DC to był jedyny zespół, który jej się podobał. Dolores usiadła na różowej sofie i czekała aż jej kwiatuszek zaśnie, ukochany usiadł obok niej i objął ją ramieniem. Po 15 minutach i po 4 piosenkach ich kruszynka w końcu zasnęła.

-Anthony... - Powiedziała Dolores bardzo przyciszonym głosem.

-Tak, Skarbie? - odparł.

-Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Już nie.

-Ja też, kochanie. Ja też...
***
* - śmiech Doleruni https://youtu.be/49qgsq-_FLg?t=26
Zarys tekstu, pomysł ~ Nietoperzyca
Beta, Urozmaicenie ~ Chimera

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz