Po 10 minutach względnej ciszy, kiedy Snape myślał że mała już śpi, taki chuj, Leyla zaczęła płakać... Nie, ona nie płakała... Ona wyła jak syrena alarmowa. Severus utulił córcię i próbował ją jakoś uciszyć, wtem jego uszu doszło głośne stąpanie po drewnianych stopniach prowadzących na górną kondygnację Snape Melins. Marcus gnał po schodach niczym burza, ostatnie trzy stopnie przeskoczył i o mało co nie przypłacił tego życiem - zaplątał się w sutannę i niebezpiecznie zachwiał, ale odzyskał równowagę i wzburzony pobiegł korytarzem. Kiedy dopadł drzwi sypialni jego brata, otworzył je z kopa i wtargnął do pokoju z dzikim okrzykiem.
-YYYYYYyyyYYYyyyYYyyyY!!! SNAPE! WYŁĄCZ TEN ALARM! JAK JA MAM PRACOWAĆ W TAKICH WARUNKACH?!
-O czym ty mówisz, idioto? - warknął starszy z braci.
- Yyyyyyy. O tym chujstwie, co tak jęczy.
-Nie obrażaj mojej córki.
-To Leyla tak się drze? - Marcus był skonfundowany. Myślał, że znowu jakiś żul próbował ukraść Snape Mobil z podjazdu. - Ucisz ją braciszku, w ogóle nie słyszę melodii, a puściłeś moją ulubioną piosenkę.*
Tłustowłosy mężczyzna podszedł do księdza Snape'a i przekazał mu dziecko. Marcus mocno przytulił bratanicę do piersi i zaczął jej podśpiewywać "Czy ty wiesz". O dziwo Leyla przestała wrzeszczeć jak oparzona i uważnie słuchała wujka.
-Idę zrobić jej mleko, a ty, na miłość boską zamknij ryj i uważaj żebyś jej nie upuścił. - Severus bardzo starał się nie trzasnąć drzwiami. No cóż, trudno.
Schodził na dół w rytmie okropnej melodii i zaklinał się na wszystkie celtyckie bóstwa, że udusi Ireneusza. Gdyby nie wysłał mu tej cholernej kasety, nie bolałaby go teraz głowa od rana do późnego wieczora. Do tego dochodził jeszcze jego brat, potrafił być naprawdę męczący z tym swoim "yYyyyYYyyyyY", tańcami, wygibasami i jęczeniem do księżyca. Czasami się zastanawiał, czy matka po prostu nie znalazła Marcusa w lesie. Marcus, Mowgli, w sumie podobnie. Znalazłszy się w kuchni, zaczął przygotowywać dla małej butelkę. Tymczasem, piętro wyżej młodszy ze Snape'ów wesoło potrząsał małą latoroślą Seva. Postanowił też trochę poskakać, małe dzieci uwielbiają skakanie. Zwłaszcza te, które mają pełne pieluchy... Woda w końcu się zagotowała. Severus zalał nią biały proszek, wstrząsnął i zabrał ze sobą butelkę. Udał się na górę, jednocześnie rzucając zaklęcie chłodzące na napój. Kiedy był mniej więcej w połowie drogi, usłyszał krzyk brata.
-Snapeeeeee! Co tu tak jebie? Kiedy ty ostatnio wyrzucałeś śmieci?
-O czym ty mówisz? - wypowiedział to już po raz drugi tego wieczoru, a nienawidził się powtarzać.
-No chodź i powąchaj! Yyyyy, szatanie, pewnie w kiblu wody nie spuściłeś. - Marcus nadal wrzeszczał, pomimo tego, że Sev stał już w progu swojej sypialni.
-Nie musisz tak strzępić te mordy! O co ci chodzi? - młody Mistrz Eliksirów wszedł do pokoju - Przecież nic tu nie śmier... - nie skończył tego zdania, gdyż przeszkodziły mu w tym wymiociny podchodzące do gardła. Po kilku sekundach opanował reakcję swojego ciała. - Ja pierdolę, Marcus...
-Czego? - zapytał młody ksiądz z wyrazem obrzydzenia na twarzy.
-Twój rękaw. Fuj - powiedziawszy to, wyłączył grającą głośno muzykę.
Marcus spojrzał na swoją sutannę. Cały jej przód włącznie z rękawem był umazany kupą Leyli. O ile wyglądało to obrzydliwie, to jeszcze gorzej pachniało. Marcus zaczął panikować i krzywić się jak kot w kąpieli.
-Ja myślałem, że to pot mi cieknie z pod pachy.... YYYyYyyyY, jebie jak stajnia Augiusza. Czym ty ją karmisz, do jasnej kurwy?!
-Ja pieprzę, ale z ciebie niedojeb. No, kupiłem jakieś mleko w chińskim markecie, może jej nie służy na kiszki. - odpowiedział Severus, na przemian walcząc z odruchem wymiotnym i śmiechem.
-Jak widać nie. Może weź jej podaj Stoperan, albo coś, no nie wiem, różne teraz czopki dożylne są.
-Dziecka lekami nie będę faszerował, idioto! Zresztą, będziesz tu stał, taki zasrany, czy pójdziesz się ogarnąć?
-Bierz tego małego antychrysta i odpierdol się ode mnie. YyyyyyyYyyYyYY, gdzie ja to do pralni oddam?! Wezmą mnie za jakiegoś obsrańca. - ks. Snape już zaczynał. Severus odebrał od niego córkę, tak ostrożnie jak tylko umiał. Nie chciał się upaprać stolcem swojego dziecka.
-Idź do łazienki, kupiłem wczoraj nowy Perwol Black Magic (każdy śmierciożerca go używał), możesz sobie uprać ręcznie.
-A jak mi ręce zapachem gówna przesiąkną?! YyyYyYyyyyY, co mi powie moja kosmetyczka?!
Severus naprawdę uważał, że sytuacja jest przezabawna i dawno nie miał takiego ubawu ze swojego brata, ale teraz ten ciulas zaczął go wkurzać.
-Marcus? - zapytał niewinnym głosem, który - o ironio - oznaczał groźbę rychłej klątwy. Bardzo, bardzo nieprzyjemnej.
-Taaaak?
-Wypierdalaj.
-YyyYyYYyyyyY, - zajęczał Marcus - ty w ogóle nie wiesz co to jest współczucie, ty mendo, ty!
-Bo mi dywan zachlapiesz, ułomie.
-Wiesz co, przyjdę w nocy i ci nasram na ten skurwiały dywan!
-Ty chory pojebie.
Młodszy Snape wypadł z pokoju brata niczym huragan i pognał do swojego. Severus zdjął brudne śpioszki córce i wykąpał ją po raz drugi. Po solidnej kąpieli mała Leyla wypiła mleko podgrzane przez tatusia, a chwilę później usnęła. Nie miała pojęcia, że uczyniła tatę weselszym, bo niby skąd? Ale tak było. Sev bardzo przywiązał się do swojej małej latorośli i mocno ją pokochał. Oczywiście za żadne skarby nie powiedziałby tego nagłos, jeszcze by utracił status bezdusznego demona w ludzkiej skórze. Jednak sam przed sobą mógł to przyznać. Zgasił lampkę nocną i wyszeptał Leyli do ucha :
-Śpij słodko, mój mały promyczku.
I po tym ciężkim dniu, nareszcie sam poszedł spać.
***
* https://www.youtube.com/watch?v=dZeJztiRfZE&list=PL679015F1F4254603&index=4
***
Dziękuję za uwagę. Rozdział trochę krótki, ale jest. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
~Chimera

